Serdecznie zapraszamy do wysłuchania czwartego odcinka podcastu BLOKI MÓWIĄ. Naszą gościem jest Remigiusz Pacer – kierownikiem Kuźni Wodnej w Oliwie. Remigiusz od ponad dwudziestu lat zawodowo zajmuje się konserwacją zabytków metalowych.
Identyfikacja graficzna oraz prowadzenie rozmowy: Karolina Pielak
TRANSKRYPCJA:
K: Jesteśmy w Gdańskim Archipelagu Kultury „Plama.” To jest podcast „Bloki Mówią.” Ja nazywam się Karolina.
I w dzisiejszym odcinku będę rozmawiać z Remigiuszem Pacer.
Cześć Remigiuszu. Chciałabym Ciebie zapytać, czy mógłbyś przybliżyć nam swoją historię i opowiedzieć w głównej mierze czym się zajmujesz? Jak to się zaczęło?
R: Będąc jeszcze dzieciakiem, interesowałem się poszukiwaniem skarbów. No i z kolegami chodziło się po lasach, po bunkrach, z wykrywaczami metalu szukało się militariów, no i takie wykopane jakieś bagnety. Hełmy bardzo mi brudziły mój pokój. Trzeba było tę rdzę jakoś oczyścić, zakonserwować i tak się zaczęły moje początki z konserwacją antyków.
Były to ciężkie czasy, bo wtedy jeszcze Internetu nie było. Literatury na ten temat nie było, a ta co była, no to była niedostępna, więc metodami prób i błędów jakoś wdrażałem te swoje różne technologie, które się potem okazały bardzo skuteczne, przydatne i następnie też inni poszukiwacze, kolekcjonerzy dowiedzieli się, widzieli moje prace konserwatorskie.
Doceniali ich poziom, no i tak się zaczęły zlecenia z zewnątrz na prace konserwatorskie. Już po niedługim czasie zarzuciłem poszukiwania i zająłem się tylko konserwacją zabytków i to w zasadzie trwa już około dwudziestu lat.
K: Jak to mnie połączyło z Muzeum Gdańska i z Kuźnią Wodną w Oliwie?
R: Moim poprzednikiem, poprzednim Kierownikiem Kuźni Wodnej był Lech Trawicki. Znałem się z nim właśnie też od strony zainteresowania dawnym rzemiosłem.
I poprosił mnie, żebym mu pomógł właśnie w konserwacji, uruchomieniu młotów wodnych, które się znajdują w Kuźni Wodnej. I tak właśnie zacząłem współpracę z Muzeum Gdańska, jeśli chodzi o temat Kuźni. Już wcześniej robiłem różne prace konserwatorskie też dla różnych muzeów. No i tak to się zaczęło. Następnie właśnie Lech przeszedł do Muzeum w Elblągu.
Zwolniło się stanowisko, polecił mnie na te stanowisko za co mu bardzo dziękuję.
I w ten sposób już właśnie działam w Kuźni Wodnej od 2 lat.
K: Czy lubisz swoją pracę?
R: Uwielbiam swoją pracę. Z przyjemnością wstaję rano i się cieszę, że idę do pracy.
Trochę jestem pracoholikiem. Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Odpoczywam w weekendy w pracowni, także robię może mniej ciężkie, fizyczne prace, jakieś porządki, jakieś projekty i no tak, tak, tego się nie da nie lubić, ale są ciężkie momenty. No niestety, 20 lat pracy w konserwacji zabytków, były momenty takiego wypalenia troszkę, bo zajmowałem się też rzeczami, no dosyć wielkimi gabarytowo, tak jak dla Muzeum II Wojny Światowej robiłem konserwację wykopanego motocykla albo wagonika od kolejki wąskotorowej, a pracuję sam, nie miałem żadnych pomocników, także były ciężkie czasy, były chwile zwątpienia, były kontuzje oczywiście, ta praca bardzo źle wpływa jednak na stan zdrowia, na wzrok, na słuch, bardzo źle na płuca.
Chemia, zanieczyszczenia, to niestety nie wszystko da się wyeliminować środkami BHP, ale mimo wszystko myślę, że warto.
W pracy w konserwacji zabytków, czym w głównej mierze się zajmujesz? Pracy w konserwacji zabytków no przede wszystkim zajmuję się militariami.
I miałem właśnie dużą styczność ze zbiorami kolekcjonerów, gdzie no bardzo urzekło mnie piękno broni wschodniej z prawdziwej stali damasceńskiej, z tak zwanej stali woods.
Przede wszystkim no niesamowite walory jakościowe tej stali, ale tajemnica jak się dowiedziałem, że proces wytwarzania tej stali został utracony około XIX wieku, a ciągłość tej produkcji trwała minimum 1000 lat, no to sobie doszedłem do wniosku, no to spróbujemy odtworzyć tą stal.
No, ja nie dam rady? No i tak się to zaczęło 6 lat temu. Gorszej niż narkotyk.
Wpadłem w to po uszy, wydałem na eksperymenty metalurgiczne ogromną ilość zarobionych swoich pieniędzy.
6 lat eksperymentów ciągłych.
Przez 1 rok zajmowałem się tylko, praktycznie tylko rekonstrukcją tejże stali, próbami mniej lub bardziej udanymi.
W międzyczasie jeszcze pracowałem przy konserwacji zabytków, żeby zarobić na dalsze eksperymenty, bo jednak trzeba było kupować materiały ognioodporne, budować piece, palniki, bardzo duże zużycie gazu, innych paliw tutaj właśnie to pochłaniało.
No i po 6 latach mam sukcesy.
Zacząłem robić bardzo ładne noże, a teraz już zaczynam dosyć ambitnie poszedłem w temat szabelnictwa, żeby zrobić właśnie szable ze stali damasceńskiej.
Żeby wyjaśnić czym jest ta stal damasceńska, bo to…
Chciałam zapytać o tą technologiczną kwestię.
Tak, obecnie się uważa, że stal damasceńska to jest ta stal skuwana, tysiąc warstw, milion warstw.
No nie, to jest dziwer.
Historycznie to się nazywało dziwerem.
Popularnie zwanym damastem skuwanym.
A damast prawdziwy, czyli damast krystaliczny, zwany ze wschodniego języka „bułat” albo „wódz” to jest stal tyglowa.
Proces produkcji tej stali polegał na tym, że do tygla ładowano kawałki żelaza oraz węgla drzewnego, czy też materiałów organicznych w postaci liści, patyków, wiórków drewnianych, które w procesie wygrzewania i tak zamieniały się w węgiel drzewny.
Taki tygiel był zamykany.
Umieszczany był historycznie w palenisku opalanym węglem drzewnym.
No i trzeba było wiele godzin taki tygiel wygrzewać, stopniowo zwiększając temperaturę.
W procesie podgrzewania już w temperaturze od 800 stopni te żelazo pochłaniało węgiel, zamieniało się w stal, absorbowało węgiel, musiało też zaabsorbować w węgiel w odpowiedniej ilości.
Nie za małej, nie za dużej.
Dalej podwyższając temperaturę do około 1450-1500 stopni.
Ta stal już topiła się, zamieniała się, właśnie przechodziła w stan płynny.
Taka stal wypełniała tygiel, następnie trzeba było jeszcze długo utrzymywać temperaturę stopionej stali, żeby się stal odgazowała, oczyściła, a następnie na dwa sposoby to robiono albo zamykano piec i on przez wiele godzin powoli sobie stygł, żeby ta stal jak najwolniej krzepła.
To było bardzo istotne na strukturę tej stali, żeby się wytrąciły węgliki żelaza.
To jest rodzaj takiej pajęczynki w tej stali, jak ją potem wyszlifujemy, przepolerujemy, potraktujemy rozcieńczonym kwasem, to wtedy widzimy właśnie taką sieć węglików żelaza, która właśnie daje nam potem w dalszej obróbce bardzo ładny wzór, a przede wszystkim ten składnik, ten węgiel, węglik żelaza jest strukturą bardzo twardą.
Bez problemu rysuje szkło, ale też jest bardzo trudny w obróbce, bo ten węglik jest kruchy i dlatego taki wylewek następnie trzeba bardzo długo wyżarzać w odpowiednich temperaturach, w odpowiednich cyklach, żeby on się w ogóle nadawał do kucia.
No i cóż, po 6 latach już wychodzą mi te wlewki.
Też nie zawsze, ale w większości wytopów jestem w stanie uzyskać powtarzalność wytopu, czyli wlewek ma odpowiednią zawartość węgla, nieprzekraczającą 2%, to jest bardzo istotne, bo inaczej wychodzi nam żeliwo i cały dzień wytopu oraz butla gazu idzie na marne, no niestety.
No i z perspektywy czasu okazało się, że dobry wlewek takiej właśnie stali, to jest dopiero 10% sukcesu.
Następnie właśnie trzeba to odpowiednio przygotować, wygrzewać, wyżarzać, kuć w bardzo niskich temperaturach.
Kuję w nocy dla oceny temperatury.
Rozgrzewam metal w piecu gazowym.